Liberwig Liberwig
150
BLOG

Nędza motłochokracji - studium zarazy... część I

Liberwig Liberwig Polityka Obserwuj notkę 0

Analizując pewne procesy (zwłaszcza te negatywne, które najbardziej doskwierają) zachodzące w naszym kraju, warto rzucić okiem także na kondycję innych państw - zarówno z naszego kręgu kulturowego, jak i tych należących do obcych cywilizacji. Do tej pory skłonni byliśmy upatrywać owego bujnego rozkwitu patologii związanych z funkcjonowaniem w Polsce, tzw. demokracji, w naszych narodowych przywarach - zwłaszcza tych wynikających z traumatycznych doświadczeń  historycznych (zabory, zrujnowanie kraju w dwóch wojnach i utrata elit, które zastąpione zostały chamami awansowanymi w ten sposób za kolaborację z kolejnymi okupantami). To wszystko prawda - państwo (lub społeczeństwo - na jedno wychodzi) po takich przejściach zawsze będzie w gorszej kondycji, niż kraj, który takich katastrof nie doświadczył, ale czy nie możemy dostrzec - bez większych problemów - objawów nasilających się patologii także w krajch, które takiej hekatomby nie doświadczyły? 

Zanim rzucimy okiem za ocean, wystarczy spojrzenie niamal za miedzę (Europa zachodnia), gdzie poziom wszelakich patologii nie tylko dorównuje naszemu, ale pod wieloma względami nawet nas wyprzedza. Zwykle, kiedy w naszych wiadomościach widzimy zadowoloną z siebie gębę jakiegoś Dyzmy, który po przyłapaniu go na rozmaitych przekrętach i machlojkach, pewien jest swojej bezkarności i czasami dostaje nawet "za karę" tzw, kopniaka wyżej - np, do Europarlamentu - przyzwyczajeni jesteśmy kwitować to słowami - no tak, to możliwe tylko w naszym kraju, zaś w "europie" i innych "cywilizowanych" krajach zachodnich to byłoby nie do pomyślenia. Czy aby na pewno? Przykłady dotyczące głów państw lub premierów z Niemiec i Francji (Kohl, Schroeder, Mitterrand, Chirac), Włoch (Berlusconi, Prodi) pokazują, że i tam system polityczny coraz bardziej przypomina zdegenerowaną oligarchię, która zaczyna traktować prawo jako instrumentu do obrony przywilejów swojej pasożytniczje kasty.  Wszyscy ci wymienieni dygnitarze zamieszani byli w mniejsze lub większe afery łapówkarskie, karno - skarbowe, lub nawet najzwyczajniej kryminalne, co nie przyszkadzało im pełnić najwyższych funkcji w swoich krajach - czy czegoś nam to nie przypomina? A co dopiero struktury "łunijne", gdzie wszelkie afery (a jest trochę tego) są wyciszane w zarodku, zaś wykrywający je audytorzy wyrzucani z pracy, a skompromitowani niekompetencją lub udziałem w rozmaitych machlojkach "komisarze" co najwyżej przerzucani z jednej posady na drugą?

Skutki tego są widoczne gołym okiem - większość państw zachodnich, które kiedyś były (a niekiedy nadal są obiektem naszych westchnień) pogrążona jest w kryzysie permanentnym - ewidentny skutek tych samych patologii, które niszczą Polskę. Zadłużenie i marnotrawstwo pieniędzy podatników zubażające tamtejszych obywateli, coraz gorszy standard usług sektora publicznego, który w dodatku - mimo swojej nieudolności - ciągle się rozrasta, strajki i ekspansja postaw roszczeniowych - czy trzeba wyliczać dalej? Oczywiście, wskutek nieco większej zamożności wynikającej z braku takich makabrycznych przeżyć jakich doświadczył nasz kraj, mają jeszcze nieco więcej złota w skarbcach, co pozwala im udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale i ono wreszcie się skończy, i co wtedy?

Przykład USA jest jeszcze bardziej drastyczny. Kraj, który kiedyś był uważany za ostoję wolności, kapitalizmu, zdrowej gospodarki i uczciwej konkurencji pogrąża się już od dziesięcioleci, co widać najlepiej po kreaturach, kóre zostają kolejnymi prezydentami. Jeszcze 100 lat temu każdy z nich trafiłby albo do kryminału, albo został zapakowany w kaftan - obecnie są oni idolami tamtejszego motłochu. Skala socjalnej demagogii i konsekwencje jej wdrażania już dawno  odebrały Stanom pozycję gospodarczego supermocarstwa. Utrata wartości dolara wskutek obłąkanej nadprodukcji banknotów bez pokrycia, monstrualne zadłużenie, którego pętla coraz bardziej zaciska się na szyi tamtejszych podatników i coraz  agresywniejsza ekspansja "socjalu" sprawiają, że Ameryka zaczyna coraz szybciej bezproduktywnie przejadać bogactwo zgromadzone w czasach  powojennej prosperity, i nawet w ich głębokiej sakiewce też w końcu pokaże się dno.

Kiedy obserwujemy życie polityczne w Polsce, poziom publicznej debaty - zarówno tej prowadzonej przez samych zainteresowanych, czyli polityków, jak i mających ich kontrolować i recenzować dziennikarzy - to wyłania się z tego obraz nędzy i rozpaczy. Rozmowy i spory między politykami przypominają małomiasteczkowy magiel - personalne pieniactwo pozbawione nie tylko jakichkolwiek wyższych treści i wizji, ale wręcz nawet oderwane od rzeczywistości. Podobnie wyglądają "debaty" prowadzone przez niedouczonych lub sprostytuowanych "dziennikarzy"  - zero treści, jakichś ideologicznych sporów i dociekań odniesionych potem do rzeczywistości, tylko plotki towarzyskie dotyczące stosunku jednej sitwy do drugiej - co Rysio sądzi o Zbysiu i co z tego wynika dla Henia. Zamiast edukować społeczeństwo debatami na najważniejsze tematy - których nie brakuje - np. co wynika z takiego, nie innego modelu ekonomicznego państwa, systemu przymusowych ubezpieczeń (emerytalnych, zdrowotnych), który wali się mimo tego, że już od dziesięcioleci wyciska z obywateli ostatnie złotówki, naczelnymi tematami niemal wszystkich programów publicystycznych są pozbawione jakiegokolwiek znaczenia pyskówki między Niesiołowskim i Palikotem, a Kaczyńskimi lub ich "bulterierami". "Gwiazdy" naszego "dziennikarstwa" zapraszają do programów publicystycznych ciągle tych samych Dyzmów, którzy bełkoczą te same krętactwa i oderwane od rzeczywistości banialuki. Trudno nie odnieść wrażenia, że owi "dziennikarze" robią to tylko po to, by świadomie ogłupić społeczeństwo do reszty i utwierdzić ludzi w przekonaniu, że to są właśnie owi "poważni politycy" i poza nimi nie ma żadnej alternatywy. Świadome lansowanie tych samych miernot, robione pod płaszczykiem "pluralizmu" i "obiektywizmu" (czyżby na rozkaz swoich oficerów prowadzących? - nie dowiemy się tego, dokąd nie przeprowadzi się  lustracji "dziennikarzy") musi wywołać w ludziach negatywne skutki - po prostu nie zdają sobie sprawy z istnienia świata innego, niż ten narzucany im przez propagandowe agencje pijarowskie rozmaitych sitw, zwane humorystycznie "wolnymi mediami"  

To, że "gwiazdy" polskiego dziennikarstwa rekrutują się niemal w 100% z nieuków, nieodróżniających deflacji od defloracji, to jedna sprawa, to zaś, że niemal wszystkie nasze "media" są tylko agencjami pijarowskimi do uprawiania propagandy w ramach pewnych patologicznych układów biznesowo-towarzyskich sprawia, że upatrywanie w "debacie publicznej" jakiegokolwiek lekarstwa na ten stan rzeczy, jest beznadziejne. 

Cóż zatem robić?

CDN...

 

Liberwig
O mnie Liberwig

Jaki jestem? Wyjdzie samo, ale jedno mogę napisać od razu - nie znoszę Dyzmów i zuchwałej głupoty, a tego ciągle nam przybywa. W wolnych chwilach czytam i podróżuję - www.liberwig.republika.pl Motto życiowe: Nie kłóć się z idiotą, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka